Północny wiatr vs motywacja


Trasa: 96km
Czas samej jazdy: 4:50h, + Czas postoju 0:50h
Średnia prędkość: 20km/h
Trasa na Endomondo


Dzisiaj pokonałam swój rekord dystansu! Yupi! Zrobiłam 96 km przez Podlasie. To był naprawdę chilloutowy wyjazd. Prawie 6 godzin poza domem, ja sama na płaszczyznach między polami i lasami. Oczywiście nie było tak łatwo jak sobie myślałam, że będzie. Po 40stym kilometrze, przez ponad 20 km walczyłam z wiatrem na otwartym polu, który nieustannie pruł z wielką siłą prosto w moją twarz! To było chwile przed burzą, więc można sobie wyobrazić jaki był silny. Walcząc z nim zwalczałam także swoje myśli, które mi mówiły - nie dam rady, ależ ja jestem zmęczona. Niestety nie miałam odwrotu, nie mogłam zawrócić bo nie lubię wracać tą samą trasą. Poza tym chciałam zrobić pętelkę, okrążając większą część Narodowego Parku Narwiańskiego. Większość trasy była asfaltowa a tereny bardzo płaskie. Hamulce przydały mi się tylko po to żeby się zatrzymać :D
No więc moja trasa wyglądała następująco. Ruszyłam spod galerii Białej i kierowałam się na Klepacze. Można tam dojechać przez miasto świetnie przygotowaną ścieżką rowerową. Wjechałam do Niewodnicy Kościelnej, tuż za Klepaczami, i od razu za tablicą i cmentarzem odbiłam w prawo na Czaplino. Do tej pory miałam drogę asfaltową, ale teraz zaczęła się piaskowa, pięknie wyrzeźbiona przez traktory :p




Z Czaplina skręciłam w lewo na Mińce gdzie znowu pojawiła się asfaltówka. Zaraz za wioską - w prawo na Zawady, a tam w lewo na Baciuty. No i tutaj spotkała mnie ciekawa niespodzianka. Jadę sobie, jadę a tu nagle po prawej stronie widzę wielką jasność! Olbrzymie jasne pole z jasnym piaseczkiem pokryte białymi piórami a na nim setki białych gęsi!! O wow! To zrobiło na mnie wrażenie :D



Jadę dalej na Baciuty, gdzie skręcam w lewo na Białystok i za chwilę, od razu za torami w prawo na Turośl Dolną. Jest tu trochę połączonych ze sobą dróg, ale moja była prosta. Oczywiście i tak musiałam zerknąć na mapkę :)


Jechałam ciągle prosto i prosto tak długo, że przegapiłam ulicę w którą powinnam wjechać. Przecięłam główną ulicę Turośni D. i pojechałam prosto. Dojechałam do Turośni Kościelnej, gdzie w końcu zatrzymałam się pod sklepem na kanapeczkę i zimną colę. Mniam mniam. Miałam siły jechać dalej. No więc tak jadę sobie prosto jak pokazywała mi moja papierowa mapa, aż w końcu napotkałam duży dom zamiast drogi :o Dopiero wtedy zorientowałam się ze pomyliłam trasę. Ale nic się nie stało, wyznaczyłam sobie na nowo inna trasę. No więc w Turośni K. odbiłam główną drogą w prawo na Zawyki i za chwilę od razu przy kościółku znowu w prawo na Borowskie Michały. Rozwidlenie dróg i zamiast pojechać prawą drogą na borowskie M. oczywiście znowu zboczyłam z drogi i wbiłam się w jeszcze mniejszą wioskę borowskie Gziki. Dzisiaj miałam niebieskie migdały w głowie :p




Jadę sobie asfaltówką, ciągle prosto podziwiając uroki Podlasia. Płaskie tereny, złociste pola i leniwe krowiska :)





Dojeżdzam do skrzyżowania, gdzie główna droga odbija w lewo. Aż musiałam się zatrzymać, bo  tego co wcześniej napatrzyłam się na moją mapkę, asfaltówka miała być ciągle prosto aż do głównej drogi! No i właśnie tutaj zorientowałam się, że odbiłam na poprzednim rozwidleniu dróg w złą stronę :p Ale co to dla mnie, pojechałam rpsto w piaszczystą drogę na Kowale.



Zaraz za tą minimalną wioską wbiłam się na drogę asfaltową w lewą stronę gdzie zobaczyłam pierwsze oznakowanie szlaku rowerowego! Yupi! Jestem na dobrej drodze :)



No więc prosto przed siebie na Suraż. Dalej na Łapy i przez miasto. Za torami skręciłam w lewo na główną drogę do centrum miasta, przejechałam całe miasto i w sumie to cały czas prosto. Nuda bo same miejsce nie jest jakoś rewelacyjnie ciekawe. Zawsze staram się unikać miast na swojej trasie, ale obecna tak mnie prowadziła. No więc jak wyjechałam z Łap to zaczęła się masakra. Silny, przed burzowy wiatr wiał prosto w twarz. W sumie to już przed Łapami się zaczął, ale póki byłam ukryta za Narwiańskim Parkiem Narodowym było troszkę łatwej. Więc gdy zmieniłam stronę Parku na zachodnią wiatr zrobił mi psikusa i trzymał się mnie do ostatniej chwili gdy nie wróciłam z powrotem na wschodnią część Parku. Dojechałam do Płonki Kościelnej i odbiłam od głównej drogi w prawo i od razu w lewo. Tu znalazłam mały sklepik gdzie wypiłam trochę zimnej pepsi. Śpieszyło mi się bo chciałam czym prędzej skończyć z tą stroną Parku. Wrrrr. Więc resztki pepsi do pustego bidonu i sru na wschód do domu.




Oczywiście nie było tak łatwo. Napotkały mnie wielkie otwarte przestrzenie pod górkę. ciągła walka północnego wiatru z moją motywacją. Nie było łatwo. Spuściłam głowę w dól i skupiłam się na kadencji, czyli tempie pedałowania. ciągle prosto i prosto przecinając najprzeróżniejsze drogi poprzeczne i skośne. Aż w końcu! Moje zbawienie! Po ponad 20km moje Waniewo! Wiedziałam, że z Waniewa to już chwila na zachodnią część Parku. W prawo na Waniewo, pózniej w lewo w brukowaną uliczkę na kładki:


No i tutaj zaczęła się najprzyjemniejsza część trasy! Kładni to drewniany pomost poprowadzony nad rzeką Narew i jej rozlewiskami w Narwiańskim Parku Narodowym pomiędzy Waniewem i Śliwnem. Jest to kładka pełna niespodzianek. Nienudna i wymagająca pracy :) Uwielbiam to miejsce!







Od strony Waniewa zaczyna się pomostem. Czasami jest pod nim sucho, ale dosyć często, zwłaszcza przy deszczach teren jest bardzo podmokły. Dwa lata temu gdy byłam tu ostatni raz z kolegami na rowerze, aby dojść do pierwszej części pomostu musieliśmy brodzić w bajorze. Narew wylała wtedy tak mocno, że zamiast ścieżki do pomostu było jedno wielkie jezioro. Ściągaliśmy buty a rowery przenosiliśmy na rękach przez bajorko, które sięgało prawie do ud. Teraz zauważyłam, że w miejscu gdzie wtedy przedostawaliśmy się przez rozlewisko postawili nowy pomost. W sumie nic ciekawego tam się nie robi poza tym, że idziesz przez pomost, który nagle się kończy w miejscu rzeki, za którą jest dalsza część pomostu. Ale na nasze szczęście między pomostami są właśnie kładki! Poruszanie się na nich polega to na tym, że musisz przyciągnąć kładkę z drugiego brzegu na swoją stronę za pomocą liny lub łańcucha. Są róże dystanse pomiędzy pomostami, ale zazwyczaj jest to tylko parę metrów na szerokość rzeki. Wsiadasz na kładkę przez bramkę i aby się poruszać do przodu w kierunku drugiego pomostu musisz ciągnąć za metalową linkę. I tyle. Proste w użyciu a ile atrakcji :) Wysiadasz z kładki i idziesz dalej pomostem do następnej kładki. I tak wędrujesz niecałe dwa kilometry. Ale zabawa :D








Teraz już tylko z górki. Wiatru prawie nie ma, prosta droga do Białegostoku. 30km do domu. Śliwno, w Konowałach w lewo i prawo główna drogą, dojeżdżamy do asfaltówki, która idzie z Kruszynian na Białystok. Jest to zielony szlak rowerowy kończący się tuż przed Białymstokiem. Bateria w telefonie była na wyczerpaniu, więc od kładek nie robiłam już zdjęć by mieć trasę zapisaną w Endomondo. Wróciłam do domu zmachana, ale z taką wielką satysfakcją, że po kąpieli i porządnym obiedzie od razu zasiadłam do pisania tego posta :D




0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Facebook

Polecam

EWA SO - Fotograf Poznań