Bryzgiel na Mazurach


Tym razem nie rowerem ale samochodem. Szybki weekend na mazurach w towarzystwie przyjaciółek z dzieciństwa. Zazwyczaj jeździłyśmy do Aten za Augustowem jak byłyśmy jeszcze w podstawówce. Ula, Ania i Ja to stała ekipa, zmieniało się tylko nasze towarzystwo. Czasem koledzy z podstawówki, czasem koleżanki z liceum lub innych środowisk. Ale każde wakacje spędzałyśmy właśnie tam na polu namiotowym. Teraz po latach, wielu latach, spotkałyśmy się tam na nowo. Oczywiście jesteśmy wszystkie w stałym kontakcie, ale po studiach gdy dziewczyny powychodziły za mąż i porodziły dzieci, takie wspólne wypady były ciężkie do zorganizowania. Ania ze swoimi dziećmi i rodziną jeździła tam co roku od lat, więc w te wakacje zdecydowałyśmy z Ulą, że zrobimy wszystko aby w końcu spotkać się tam ponownie :) Wybraliśmy się zapakowanym autem w odwiedziny do Ani. Nie znaleźliśmy noclegu dokładnie w Atenach, ale w małej miejscowości obok - Bryzgiel. Mały, stary i prześmierdnięty pokoik, w którym spaliśmy w piątkę, (w tym dwuletnia Zosia Uli) był naprawdę uroczy i miał przepiękny widok na jeziorko. Mały pomost, kilka łódek i kajaków do dyspozycji i skromna plaża to wszystko czego nam było potrzeba. Oczywiście odwiedziliśmy także Anię, bo w końcu po to właśnie tam pojechaliśmy! Cały dzień na pomoście, gry i zabawy z dziećmi, pływanie, opalanie, siedzenie, rozmowy, wypad do pobliskiego baru na kartacze i smażoną rybę przypominało nam stare czasy.  Niestety już nie miałyśmy okazji poleżeć "plackiem" na słońcu i wynudzić się do granic możliwości, bo przy takiej ilości małych łobuzów było to niemożliwe :D Ale i tak wszyscy cudownie  spędziliśmy czas. Wróciliśmy chyba bardziej zmęczeni niż wypoczęci. Takich weekendów chcemy więcej!
Ania ze swoim dwuletnim Antosiem i Ula z dwuletnią Julią, córeczką siostry.
A to ja z Zosią Uli :)
Pierwszy wieczór nad jeziorem pełen spokoju i ciszy. Miód na uszy i duszę.
 Widok na naszą plażę.
A tu Zosia, która budziła nas o 7 rano, uczyła się trzymać miejscowego kotka na rękach. Kotek miał 3 miesiące i kochał każdego! Malutki i łagodny, potrzebował pieszczot i o dziwo nie uciekał od Zosi, która ciągle targała kotka za ogon i sierść. Nie poddawał się i nigdy od niej nie uciekał, a wręcz z tego co zauważyłam, szukał jej towarzystwa. Zosia jak tylko otwierała oczka z rana, pytała gdzie jest kotek. Chciała z nim spać, jeść, chodzić na spacery i ciągle nosić go na rączkach.
A w drugi wieczór zrobiliśmy sobie małe ognisko. A w sumie to przejęliśmy je od przemiłej pary, która rozpaliła je do swoich kiełbasek. Co dziwne, drewno zakupili gdzieś wcześniej na stacji benzynowej :o więc nie było wielkie, wystarczyło im na upieczenie kilku kiełbasek. My dochodząc ze swoimi kiełbaskami, dorzuciliśmy do niego jedyną deskę możliwą do spalenia w ośrodku, leżącą pod płotem już chyba od lat. Oczywiście dostaliśmy zezwolenie od właściciela na jej spalenie. Upiekliśmy swoje kiełbaski, popaliliśmy wszystkie patyczki leżące na ziemi w okolicy ogniska i poszliśmy spać.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Facebook

Polecam

EWA SO - Fotograf Poznań