Hitch-hiking through Balkans part I (Poland - Sarajevo)


Me and my friend Karolina went to the trip around Europe. First stop was in Sarajevo - Bosnia and Hercegovina. Then one week we traveled in Croatia from north to south. And another week in Montenegro. Last destination - Greece and Athens! After two months of traveling by hitchhiking we went back to Poland. That was summer 2012 but Im going to show you some pictures and stories. That was very nice and hard time at once!







Filip was our second driver and he took us almost to polish border.


1am. small gas station in Czech Republic. No people. Last slug of tea. Chocolate to fill stomach. We spend our first 3 Euro here. Only two one hundred kilos whores, one of them went to the track driver probably to get some pleasure and money. How to stop someone here if there in no one except second whore? We were thinking to put our tent somewhere around here. We jumped on the firs car which just come to get petrol. The Driver even didn't want to talk to us. But after all he took us and was very nice. Michael, that was his name, drive us from Czech border to Budapest through three countries /Czech Republic, Slovakia and Hungary/. All night... still without sleeping...



...3:40am Michael left us on gas station in Budapest. We bought green tea and we made up our plan. Of course, like always at night station was totally empty. No body stop here at this station so we went to the street where car were passing. That was end of the city so all care were driving in few different direction. Actually we where between different junction and no body knew where we wanted to go. But here he is. Istwan stopped after long time and he couldn't believe that we were going to south of the country while we were on the road to west direction. He drove us over 40 min all those junctions around the city and left us in proper place. His direction was west but he was so kind that he look after us and didn't let us die :) We are so grateful!



Istwan left us at small roundabout next to the highway. Less than 30 min and we were in another car. That was expensive VW with leather chairs and old spider web at the front passenger door. I could see that he is driving alone since long time. 6 am, no sleep, we hardly keep ours eyes open. That was only 30km, next to Croatia. We don't remember exactly what was happening with us this time because our brains were exhausted. But we also grateful to this driver!



30 km do granicy Wegiersko-Chorwackiej, zanim zaczęłyśmy łapać stopa musiałyśmy zmienić kryte buty na sandały, upal rósł. Zatrzymało się auto i bez słowa zapakowałyśmy do niego plecaki, tylko po to by ruszyć się z tego dziwnego miejsca. Później koleś pokazywał nam na mapie, że jedzie w przeciwnym kierunku do naszego, czyli tam skąd przyjechałyśmy - do Budapesztu. Ale jako że nie mogłyśmy się z nim kompletnie dogadać wsadził nas w auto i w swoim języku najprawdopodobniej powiedział, że zawiezie nas do granicy. Nadrobił dla nas 60 km. Piechotą przekroczyłyśmy granice Węgierską i na moście od razu na granicy musiałyśmy zmienić długie spodnie na krótkie bo upal był nieznośny (zdj). Przez te 25 min od przekroczenia granicy przejechały tylko dwa auta  myślałyśmy, że już tam zostaniemy na zawsze. Ledwo dotargałyśmy plecaki do drugiej części granicy - Chorwackiej i zobaczyłyśmy ze mamy 6 km do najbliższej wioski. Koszmar! 200 ml wody w butelce, upał, ze 30 stopni! Suszyło nas potwornie ale musiałyśmy oszczędzać wodę bo nie było wiadomo kiedy będziemy miały jej więcej. Nagle jedzie za nami dziadźko, władował nas do swojego starego auta i powiedział, a raczej pokazał, że pracuje na granicy którą właśnie przekroczyłyśmy i widział nas tam. Zobaczył że nikt nas nie bierze więc przyjechał po nas by podrzucić nas do najbliższej wioski. ZBAWIENIE!!!



Cieszyłyśmy się, że wreszcie kupimy sobie wodę albo coś do jedzenia ale we wsi nie można było płacić w Euro!! Kolejna katastrofa! Katastrofa po katastrofie! Czym prędzej szłyśmy na wylotówkę ze wsi żeby cokolwiek złapać i szybko przejechać Chorwację, w której nie będziemy piły i jadły. Nikt nie chciał się zatrzymać. Już myślałyśmy, że będziemy mieć złe zdanie o Chorwatach, ale ostatecznie zatrzymała się pierwsza KOBIETA!!! Veronika! w pierwszym sklepie kupiła nam 5 butelek zimnych napojów i zawiozła do swojej pracy żeby pokazać nam czym się zajmuje. Wylądowałyśmy w fabryce papryki  Na zdjęciu siedzimy na stołówce. Veronika nakarmiła nas ciastami, melonami, kawką i ice tea. Powiedziała, że gdyby nie trójka dzieci i mąż to spakowałaby plecak i zabrała by się z nami. Rozmawiała troszkę po angielsku ale bez problemu się dogadałyśmy :)



Gdy weszłyśmy na ta stołówkę, siedziało tam około 30 osób spalonych słońcem i każdy z nich, co do jednego gapili się z uśmiechem na nas - jeszcze blade dziewczyny. nikt nie mógł oderwać od nas wzroku, jakbyśmy były kosmitkami, ale życzliwość i radość płynęła z ich oczu. Minęły 2 min i na trzy cztery wszyscy wstali i wrócili do pracy. A my w tym czasie miałyśmy kawkę i herbatkę z Veroniką.


Poszła na chwilę załatwiać jakieś sprawy a jej koleżanka przyniosła na melona, tam zwanego dynią. Głodne nie byłyśmy ale wszamałyśmy go w dwie minuty. Był tak przesłodki i miękki.



Później Veronika oprowadziła nas po fabryce i opowiedziała jak to wszystko wygląda... Mają tam 1.250.000 papryk rocznie!


Papryki zielone i słodkie. Oczywiście dostałyśmy torbę papryk i 3 melony na drogę. Był to dla nas dodatkowy ciężar ale nie łatwo było odmówić, zwłaszcza melonów. Mnniam!



Kochamy tego Pana! Lubisa zabrał nas z wąskiej drogi na zakręcie gdzie upał wtapiał nam szelki plecaków w ramiona. Ledwo się zmieściłyśmy do kabiny z ogromnymi plecakami. Podwiózł nas tylko 10 km ale był kolejnym przemiłym osobnikiem, który nas obdarował prezentami. Rozmawiałyśmy z nim po polsku on do nas po bośniacku, mała komunikacja ale zrozumiała. Powiedział, że w drodze powrotnej będziemy mogły się u niego zatrzymać, że jeśli nie mamy u kogo spać w Sarajevie to da nam adres do swego znajomego, który tam mieszka i nas przenocuje żebyśmy nie musiały płacić za noclegi. Proponował nam obiad czy herbatkę w restauracjach na trasie ale byłyśmy tak zmęczone, że najważniejsze dla nas było dotarcie do Sarajewa. Wysadził nas na stacji i obdarował prezentami z następnego zdjęcia...



Prezenty od Lubisa: Podpaski  (byl chyba dystrybutorem pampers), baton czekoladowy, pasta do zębów, orzeszki i oczywiście na stacji zaopatrzył nas w zimną coca cole i wodę! Interesujaco! Ludzie z Bałkanów są bardzo kochani i troskliwi. Nie pozwolą ci odejść jeśli będzie ci czegoś brakować. Mają wielkie serca i choć pieniędzy im brakuje to zawsze cię wspomogą.



Bez noclegu po 31h podróży jesteśmy w Sarajewie u mojego kumpla! To widok z tarasu. Zatrzymamy się tu na parę dni. Po weekendzie wyskoczymy do Chorwacji i wrócimy tu zpowrotem na Film Festiwal! Po festiwalu zaczyna się Ramadan więc miasto się wyciszy a my ruszymy dalej.




Z dziennika podróży Karoliny: "Siedzimy z Ewą So na tarasie, z którego rościąga się widok na zaminowane wzgórza Sarajeva. Nastroje lepsze, poranna kupa zrobiła swoje. Dochodzę do wniosku ze jesteśmy bezkonkurencyjne. Trasę Poznań - Sarajewo zrobiłyśmy dokładnie w 31h. 17 autostopów - niesamowity przekrój ludzi, charakterów, narodowości no i aut. Mogłybyśmy brać udział w autostopowych zawodach, nie ma co!"



Czujemy sie lekko więc IDZIEMY JEŚĆ BOŚNIACKI LUNCH!



A oto nasz trasa 31godzinna do Sarajeva


0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Facebook

Polecam

EWA SO - Fotograf Poznań