Hitch-hiking through Balkans part II (Sarajevo)


Z dziennika podróży:
"Po prostu nie wiem od czego zaczac. Wszystko jest absolutnie niesamowite. Chyba zwariuje od tego bogactwa doznan...Ulice miasta pelne sa ogrodkow, stolikow, ludzi...Co spojrze, to inne dania regionalne, male budki pelne owocow, orzechow, wyrobow uzytkowych...Lody i ciastka na kazdym kroku...A wszystko to zalane sloncem i atmosfera relaksu.

Jeden ze sklepow z przyprawami, orzechami i regionalnymi slodyczami. wszystko na wage, tanie jak barszcz. smaki swiata stloczone na malych poleczkach.


A tu karolka wariuje jak widzi tyle kolorowych produktow ktorych po wygladzie smaku nie poznasz. i ciagle pytala Artura: a to co? a to? a tamto? oczywiscie wyszlysmy ze sklepu zaopatrzone w owocowe batoniki w roznych smakach - marchewka z pomaranczami lub orzechy z dynia i kokosem. brzuchy pelne ale czego sie nie robi dla poznania kultury


Z parteru winda tylko na 9 pietro  ale widoki na gorze.... pacz dalsze fotki


widok na Sarajevo z kafejki na 9 pietrze. Srodek miasta. chlodny wiatr, z glosnikow leci elektro densy ale Karolina byla tak wyluzowana ze slyszala chillout.



Z dziennika podrozy:
"Przysiedlismy sobie wlasnie w malej kawiarence, skad rozciaga sie widok na cale miasto. Wzgorza usiane domami, cmentarzami, minaretami, gdzieniegdzie katolickie koscioly..."


Z dziennika Karoliny:
"Artur (nasz ziom u ktorego mieszkamy) jest wspanialym przewodnikiem. Bardzo dobrze zna miasto, a jego dodatkowa cecha - gadulstwo- sprawia, ze jestesmy doslownie "zawalone" informacjami i ciekawostkami...a jest o czym opowiadac"


Dokladnie tak. ZERO SMUTKOW ZERO ZLOSCI WYJEBANE PO CALOSCI!


Z dziennika podrozy:
"Jestesmy wlasnie w jednej z najbardziej niesamowitych kawiarenek jakie w zyciu widzialam. Malutkie wnetrze wypelnione taka iloscia drobiazgow, ze zbieranie ich zajelo wlascicielowi chyba pol zycia. Efekt powalajacy. Ksiazki, figurki, stoliczki, poleczki, zegary, monety, kukulki, lampeczki i sto milionow innych najdziwniejszych drobiazgow, z ktorych kazdy na pewno niesie z soba jakas historie...Siedzimy tu i rozkoszujemy sie jedna z lepszych goracych czekolad jakie mialam okazje pic


Wszystko w tym miejscu jest jedyne w swoim rodzaju. Kazde menu to male dzielo sztuki, nic tu nie jest powtarzalne. Male misternie wykonane ksiazeczki zwieszaja sie na dlugich kablach telefonicznych z lamp wiszacych nad stolikami.


A tu menu z bliska. Na strony ksiazeczek sa ponaklejane nazwy napojow do kupienia. Tu nie znajdziesz nic do jedzenia. Ale napijesz sie za wszystkie czasy, zwlaszcza bialej czekolady.


A oto i on! Cichy barman, dyskretnie krazacy wokol nas i spelniajacy nasze zachcianki. Idealnie wtapiajacy sie w klimat tego miejsca jest jak kropka nad i  Ponoc nie kazdy moze znalezc zatrudnienie w tym magiczniym miejscu, glowny wymog - niesamowitosc


Stoliczek przy ktorym siedzielismy rowniez pelen byl niesamowitosci. Odwiedzajacy to miejsce wsuneli pod blat wszystko co dalo sie wsunac: bilety, monety, pocztowki i cala mase innych nieokreslonych rzeczy. Znalazlysmy nawet polska dwuzlotowke  My rowniez zostawilysmy pamiatke


A na scianach wisialy olbrzymiaste lustra optycznie powiekszajace te malutkie pomieszczenie. Kazde z nich mialo piekne zdobione stare ramy. Zreszta tak jak tez telewizory czy nawet monitor komputera.


Ten, kto szuka jednolitej zastawy stolowej nie znajdzie jej w tym miejscu. Kazdy kubek, filizanka czy spodek jest jedyny w swoim rodzaju, wszystko jest niepowtarzalne. W tle ogromny sloj ze zlotymi rybkami - w koncu jestesmy w Zlotej Rybce!!!


Toaleta w tym przybytku jest niesamowita, choc nawet to slowo nie do konca oddaje jej klimat. Jest to kompletnie i normalnie wyposazona lazienka. Co ja mowie?! Normalnie?? Nic tu przeciez nie jest normalne!!!Tego nie da sie opisac, trzeba zobaczyc!


Roznorodnosc recznikow i szczotek do wyboru...


Wszystkie lokalne pieknosci zapraszamy do nas!!! Chcesz poprawic makijaz, uczesac wlosy - nie krepuj sie!!! Kremy, dezodoranty, maseczki i wszystko co przydatne upiekszeniu i odswiezeniu.


A moze podczas robienia kupy masz potrzebe zadzwonic do przyjaciela? Nie moglbys znalezc lepszego miejsca!!!


A dla Pan maja nawet zestaw kosmetykow  Uzywaj wszystkiego bez ograniczen!


Roza Sarajewa...nazwa jakze mylaca...cale miasto usiane jest nimi oraz innymi pamiatkami wojny. To zalane czerwona farba miejsca w ktore podczas wojny uderzyly granaty. Glowna ulica miasta w czasie wojny byla nie do przejscia. Snajperzy strzelali do wszystkiego co sie rusza. Tabliczki z tamtego okresu ostrzegajace o strzalach wisza podobno do dzis.


A to malutka uliczka, ktora chodzimy do domu. Do domu jest ciagle pod gore lub po schodach. Do domu ciezko wracac wiec dluzej siedzimy w centrum. Do domu jak wracamy to juz tylko spimy.


Z dziennika Karolki:

"...droga na szczyt to jedna wielka serpentyna. Wiekszy odcinek pokonalismy taksowka, caly szacun dla kierowcy..." a pozniej z buta w tej suszy przez ponad godzine. 30stopniowy upal wycisnal z nas litry potu. plecy zjarane, twarze czerwone, ale bylo mozna sie ochlodzic w zrodelkach gorskich tak czystych, ze wode pije sie z nich bez obaw. idziemy dalej...






Idziemy ciagle w gore i juz w oddali widac ten slynny dom Dragana o ktorym za chwile...


Dom Dragana. miejsce gdzie mozna sie zatrzymac, dom niczym restauracja. bez sanepidu, bez podatkow, bez koncesji. czyli totalny nielegal w dziczy. nikogo nie obchodzi tutaj kto co robi, kto gdzie buduje dom. w polsce oczywiscie takie miejsce nie mialo by prawa bytu, tu jest uwielbiane!


A to jest Dragan. Facet ktory znudzil sie sarajewskim zyciem i pewnego razu gdy poszedl w gory postanowil juz tam zostac na zawsze. Jedzie sie do jego chaty okolo godziny pod gore, ktora mozna tez pokonac pieszo. my tak oczywiscie pokonalismy ta droge. siedzi tam nieustannie, czasem schodzi do miasta na impreze z regoly w poniedzialki do Kina Bosnia. Ale czasem imprezy przychodza do Dragana. Zamowisz u niego pyszne jedzenie i napoje domowej roboty z roznych dzikich roslin zerwanych w otaczajacym jego chatke lesie. Dragan rozmawia ze wszystkimi ktorzy go odwiedza, kazdy gosc dostanie posilek lub napoj by mial sile isc dalej w gory do wodospadu do ktorego i my uderzalismy.


z dziennika podrozy:

"Wlasnie czekamy na specjalne danie roegionalne - ustipci. ponoc smakuje tu najlepiej. Dobra! Jemy! Umarlam i jestem w niebie! Umarlam i jestem w bosniackim niebie! Posilek pod golym niebem jakze prosty! jakze nieskomplikowany! male kulki ciasta usmazone w glebokim tluszczu, plastry sera w smaku przypominajace nasze oscypki, wszystko polane gestym kremowym serem o konsystencji smietany czyli kajmak, plastry pomidora i troche kapusty. Brzmi tak zwyczajnie a jakze to nadzwyczajne!


Psy, ludzie i kaczkogesi snuja sie po podworku i okolicach, jedza razem, pija razem, szczekaja razem i zyja jak jedna rodzina tez razem


Stolik na podworku Dragana z zadaszeniem przeciwslonecznym.

Z dziennika podrozy Karoliny:

"Oficjalnie oswiadczam, ze lyk draganowskiej kawy uczynil mnie wariatka. Artur opowiadal, ze tutaj mozna tak sobie poprostu przyjechac i zbudowac chatke. Zamieszkac ot tak. A moze tak zostac Polska Draganowica?Bede spijac czarna smolista przeslodzona bosniacka kawe, palic bosniackie cmiki, wpieprzac sery i pisac dziennik. Ludzie beda mnie odwiedzac a ja bede ich karmic bosniacka odmiana tarty mascarpone. dla mnie bomba! Polscy przyjaciele zapraszam do raju!!!"


no to idziemy dalej w gore nad wodospad.


A to Wodospad Skakavac - Konik Polny. Dwie godziny w ta i nazad. z gory na dol i z dolu na gore...nozkami.  Później schodzimy w dol do wodospadu ktory najpierw/przed chwila widzielismy z gory. Dluga droga. Do gory jeszcze dluzsza..


Wodospad wygladal jak mzawka. wiatr zawiewal na nas jego strumien wiec mielismy wrazenie ze ciagle pada deszcz. masakrycznie zimna woda! kosci bola! nie dalo sie w niej chodzic. ale widoki na wypasie.




Ale jest super!


A Karolka cala droge do wodospadu zrywala kwiatki ktorych nigdy nie widziala. oczywiscie w rezerwacie w ktorym bylismy jest to nielegalne, ale jak to powiedziala: nie moge sie powstrzymac!


A tu chillujemy sie po parogodzinnym spacerze! herbatka, co niektorzy cmiczki, krotkie spanko w mzawce i dalej w droge. Oczywiscie zahaczajac o dom Dragana


Dzisiaj bylo 40 stopni! co za upal! Nawet w bikini jest za goraco. Jestesmy w drodze na rafting. Czyli splyw pontonem w dol rzeki.


Jakies jeziorko w gorach czyste jak cholera!




A tu zaczynalismy rafting. To rzeka ktora splywalismy. Tak czysta ze mozna ja wlewac prosto do gardla! Wielki Blekit! Poki co zapowiada się pieknie...



...ale jak zamoczylysmy nogi to odrazu skostnialy!! co za bol!!! woda miala max 15stopni, 25stopni roznicy miedzy powietrzem i woda. szok! Ale zebysmy mogli plywac dali nam pianki z dlugimi nogawkami. hmmm, pomoglyby gdyby byly dopasowane. cala wode mialysmy w srodku i odczuwalysmy temperature wody bezposrednio na ciele!


Rzeka byla spokojna, (nie az tak spokojna jak na zdjeciu) ale ciagle ostrzegali nas: danger is coming! wiec zrywalysmy sie z pontonu, nakladalysmy kamizelki, mocno chwytalysmy za liny zeby nie wypasc i oczywiscie danger bylo takie male ze nawet nie wiedzialysmy kiedy to danger bylo... usmialysmy sie przy tym niezle


Tu plynie jakas grupa, widac ze przygotowani rewelacyjnie! kasi i kapoki. U nas bylo wiecej luzu. Kaski na boku, piwko w reku, cmiczki i pelen relaks


No i plyniemy. Siedzac na pontonie nie odczuwalo sie tej goracej temperatury. Co jakis czas z bolem zanuzalysmy sie w wodzie, co za lod! Najbardziej bolaly kosci w rekach, ale taka przyjemnosc ze warto bylo. woda zajebiscie chlodzila rozgrzane cialo. Plywanie z szybkim pradem, skoki ze skaly itp. A Karolka skoczyla nawet z 10metrowego mostu!!! congratsy dla najodwazniejszych.


No i piekne pianki w rozmiarze XXL. Zanurzyc glowe w takiej lodowatej wodzie dla takich laiczek plywania jak my to calkiem spore wyzwanie..



A po powrocie z rzeki chcielismy pojechac do domu pociagiem... Jakby ktos narzekal na polskie PKP to zobaczcie co tu sie dzieje. Spotkalismy na dworcu tylko jednego pana ktory obslogiwal najwidoczniej caly dwupietrowy dworzec. Kase, biuro, telefon i perony. 
skierowal na na gore do toalety...


Ciezko bylo ja znalesc wsrod tylu nieopisanych i rozwalonych drzwi. Znalezlismy to cos co nazywaja tu toaleta  ble, doszlismy do niej po zapachu! dziura w ziemi, szczyny w okolo, na scianie i na podlodze. BLE BLE BLE!


W poszukiwaniu toalety natrafilismy nawet na ich chyba "biuro", telefon na stole, kalendarz na scianie... samowolka i samoobsluga


No i w koncu zapakowalismy sie do jedynego pociagu na stacji  ale jazda!


 Lokomotywa bylo cos nie tak. Musielismy wrocic jednak busem. xxx


Bosniackie biale sery-milosc od pierwszego wejrzenia i sprobowania! Ten, kto szuka chudych, odtluszczonych twarozkow nie znajdzie ich w BiH! Tluste, miekkie i kremowe, produkowane domowymi metodami, zero standardow unijnych. Idealnie wchodza w biodra, uda i posladki!!! Smacznego!!!





Karolka zajadajac papryke faszerowana kajmakiem powiedziala, ze w koncu znalazla swoja ulubiona potrwae w Sarajevie! oczywiscie kolejna, bo wszystko co jadla jest jej najulubiensza potrawa, a zapewne nastepna zostanie odnaleziona jutro


Tak wygladaja bloki sarajewskie i pozostalosci po wojnie. Niektore z tych mieszkan sa puste a w niektorych zycie dalej plynie.


Pod jednym z takich blokow jest rewelacyjna troche burzujska kafeja do ktorej zabral nas dzisiaj Artur. Dwa swiaty na granicy. Widok mrozi! A w srodku kafejki takie ciacha! no i jak tu nie jesc!?! Juz zapomnialam o widoku powyzej




Widok na Sarajevo z Zolta Tabia - czyli Zolta Twierdza. Jutro jedziemy na dwa tygodnie w podróz do Chorwacji i Czarnogóry. Relacja w kolejnym poście.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Facebook

Polecam

EWA SO - Fotograf Poznań