Hitch-hiking through Balkans part IV (Montenegro)


Już w montenegro w drodze do Baru trzeba wjechac autem na statek, który przewozi nas na druga strone wybrzeza. fajosko!

Jadac z Chorwacji do Czarnej Gory trzeba przekroczyc kilka granic bo pomiedzy tymi krajami Bosnia ma swoje 10km wybrzeza, wiec najpierw jedzie sie przez granice chorwacko-bosniacka, pozniej bosniacko-czarno gorska. Oczywiscie albanskie numery na aucie odrazu wygladaja podejzanie, ale majac dwie opalone poleczki na tylach samochodu chlopaki wzbudzili zaufanie w granicznych.

Plyniemy stateczkiem...


Close your eyes, feel inside, let it go, let it flow... 


No to jestesmy w pieknym Kotorze! Ale wypas! ja pierdziele! My pierdzielimy! Piekne stare miasto a nad nim w gorach stara forteca po ktorej sie wspinalysmy.

 

Kotor. I co chyba najfajniejsze, ze miedzy tymi malutkimi budynkami widac nie nbiebo czy inne budynki, ale gory.









Kotor's beach...


A tu zaczynamy nasza ponad godzinna wspinaczkę pod górę po starych murach. Ale widoki!


Coraz wyzej widac coraz wiecej miasta













And highest to the top of Kotor!



Walk down, take some more icecreams and go back home.


And that was our private bus we HH. We are an experts. All climatized bus for us took us home for last nite in Bar.


Zdecydowalysmy sie dzisiaj zlapac stopa w pociagu  Oczywiscie musialysmy zaplacic za przejazd, ale 16zl za 2,5godzinna podroz ponad 100km przez ten piekny kraj to sama przyjemnosc. Tory tutaj ida wyzej niz ulice i nie widzialybysmy tego gdybysmy sie trzymaly zasad autostopowania. Co za widoki. Za kazdym razem jak podrozujemy wydaje nam sie ze jestesmy w coraz co piekniejszym miejscu. Jesli tak bedzie to nie chce myslec co czeka nas dalej.


Wiekszosc rzek w tym czasie wyschla albo sa po nich tylko resztki wody i puste koryta.


Pożary co chwile, plona lasy, gasi sie je nawet ponad pare dni. Ale mijscowi nam powiedzieli ze ludzie pala je celowo, gdyz po takim pozarze wyrastaja grzyby ktore schodza po okolo 15E za kilogram. A tutaj to sa olbrzymie pieniadze. Ludzie nie dbaja o lasy i bezpieczenstwo, musza jakos przezyc, a ze bieda wielka w panstwie pala lasy zeby miec grzyby.


Jutro mamy jechac z Majkowac do Plivlieja i okazuje sie ze na naszej drodze do tego miejsca jest wielki pozar od kilku dni, jeden z wiekszych od lat, wiec droga jest zamknieta. Pociagi tam nie jezdza, autobusy jada inna droga. Jutro czeka nas ogromne wyzwanie. Mysle ze dopiero jutro sie okaze jak tam sie dostaniemy. Ciekawie sie zapowiada.


A tu widzimy most na ktorym pozniej jechalismy. Miejscowy nam wytlumaczyli ze tutaj dystanse odbiera sie inaczej, u nas w Polsce 200km mozna szybko przejechac, tutaj 200km robi sie w kilka godzin gdyz drogi sa tak krete i strome ze rzadko kiedy przekracza sie 80km/h. A pociagi maja jeszcze dluzsza trase, pomykaja przez gory i co chwile wjezdzaja do tunelu wyrąbanego w gorze. Dzisiaj jechalysmy w najdluzszym tunelu w zyciu, zaja tyle czasu co wypalenie Karoliny papierosa i siku, czyli okolo 15minut z predkoscia 120km/h



Niestety w pociagu okien nie bylo mozna otworzyc bo wszedzie chodzila klimatyzacja wiec i Ewe widac w odbiciu szyby. Klima chodzila ale dziwna z nia historia. Wsiadlysmy do pociagu i zanim ruszyl ze stacji postal tam jeszcze 20min bez klimatyzacji, pociag wypelniony po brzegi powoli zaczal sie gotowac, wlaczyli klime gdy ruszyl, tak mrozila ze wychodzilysmy z pociagu przemarzniete. Ale nie ma co, polskie pociagi nie dorownuja czarnogorskim. Druga klasa w calym pociagu, tylko 6 siedzen, pelna klimatyzacja, bialy papier w toaletach, spluczki i krany na elektryczne przyciski. I to wszystko w miejscowych pociagach!


Zatrzymalysmy sie na stacyjce i nagle zaczeli cos broic przy pociagu. Okazalo sie ze katastrofa z pociagiem i trzeba reperowac. Normalka, co innego ci pozostaje jak czekanie. Wszyscy wyskoczyli na stacje po piwo i wode i sru z powrotem do pociagu. Karolka tez tam bobiegla po umieralysmy z glodu, ale piwo bylo jedyna rzecza jaka moglysmy kupic na stacji  Glod ciosnal dalej...


Az w koncu dojechalysmy do Majkovac gdzie dzisiaj nocujemy. Kolega wrzucil nas do domu swego kumpla ktory za duzo nie gada po angielsku. Zrobilysmy rundke po centrum ktore ma 6x6metrow, wypilysmy, pojadlysmy i szybko do domu nadrobic zaleglosci fejsbukowe. Jutro jedziemy dalej. jest 3:30, idziemy spac!


Jeden nocleg w Majkovac wystarczy. Mieszkanie calkiem spoko, nie wliczajac braku zlewu w kuchni  z samego rana - 9:30 ruszamy dalej. Wlasciciel mieszkania tak mocno spal po imprezce poprzedniej nocy ze nie moglysmy go dobudzic, zeby sie z nim pozegnac. No coz... Napisalam smsa Radosowi, ktory przyjal na do mieszkania swego spiacego kolegi, ze ruszamy dalej i czy mozemy spotkac sie na kawke razem przed nasza dalsza podroza zeby sie pozegnac. Odpisal, ze z checia ale woli sie nie spotykac bo jak uslysza miejscowi ze gadamy razem po angielsku to beda pozniej o nim gadac i patrzyc sie na niego dziwnie. Miasteczko tak male, ze kazdy juz wiedzial o nas w pierwszysch minutach pobytu w nim. Oczywiscie kazdy tez pytal Radosa o nas, kim sa, co to za laski i skad sie wziely....

Stalysmy na wylocie miasteczka, lapalysmy stopa i podjezdza do nas oczywiscie Rados na motorynce zeby z nami sie pozegnac - w bezpiecznym miejscu za miastem  milo z jego strony Jestesmy wdzieczne za jego miejscowa goscinnosc!

A na zdjeciu wcinam sniadanie za miastem na trawie - zanim zlapalysmy stopa.

Sniadanie na lonie natury, sniadanie z widkoiem na gory!



Co jest gorsze..?

Sytuacja 1: Lapac stopa w 38stopniowym upale na asfaltowej ulicy w miescie. Upal tak goracy ze az twoje japonki parza cie juz w opuchniete stopy. Glodny, blisko granicy, wiec nie masz juz miejscowej waluty na to zeby kupic sobie cos do jedzenia w piekarni kolo ktorej lapiesz stopa. Tysiace ludzi do okola, glownie turysci, z podziwem usmiechaja sie do ciebie pijac zimne napoje. W jednym malutkim kawalku cienia jaki daje ci twoj plecak stawiasz poparzone stopy zeby troszke ochlonely. Pot zlatuje z ciebie jakbys byl pod prysznicem i wlasne wlosy pala cie w glowe i w twarz. Waską uliczką, na ktorej stoisz przejezdzaja setki klimatyzowanych aut, machaja do ciebie, usmiechaja sie i pokazuja rozne znaki, ale zaden z nich nie zatrzymuje sie.

GLODNY, POPARZONY WLASNYMI UBRANIAMI WSROD MILIONOW, W CENTRUM RUCHU CZEKASZ W NIESKONCZONOŚĆ AŻ KTOŚ CIĘ ZABIERZE...


Czy moze Sytuacja nr 2..?

Lapanie stopa na totalnym odludziu. Na drodze ktorej uzywaja tylko wiesniacy, zeby dojechac traktorem do pola. Na drodze ktora mila byc ruchliwa a wcale taka nie byla. Na drodze zagubionej, ten na ktorej nie powinno się być, zwlaszcza w wysokich gorach. Na drodze tak waskiej jak male osobowe autko, z dziurami glebokosci opony. Gdzie tylko co 20minut przejezdza w rozklekotanym samochodziku miejscowy dziadzko w podeszlym wieku, ktory nie rozumie ani slowa w zadnym jezyku poza swoim. Na drodze z ktorej nie widac zadnych wiosek ani ludzkiego istnienia. Na takiej drodze mozesz stać godzinami. A z powodu jadowitych wezow (to nie zart) nie mozesz rozbic namiotu na dziko w lesie. Ponad 50km do nastepnego miasta. Co robic? Zwlaszcza ze jest Piatek 13stego...!



POPROSTU DRAMAT!


No i sie zaczyna! Podroz do kolejnego noclegu, do kolejnego malego miasta Pljevlja. Co za dramat!! Glowna droga do tego miejsca zamknieta ze wzgledu na pozar wiec wybralysmy mniejsza, rzadziej uzywana. A na drodze, tylko traktory przewozace siano. Co za ruch. Piatek 13stego... Akcja sie rozkreca. Akcja w ktorej nic sie nie dzieje.

Dwa rozne karaje: turystyczna Chorwacja i opuszczona Czarna Gora. 

Jako ze jestesmy dwiema najszybszymi autostopowiczkami w Europie w obydwu tych sytuacja poradzilysmy sobie rewelacyjnie. Z obydwu wyszlysmy cale i zdrowe, moze z uszczerbkiem psychicznym  Kochamy przygody! Nawet gdy forsuja nasze umysly i ciala!


Zajechalysmy w nasze kolejne noclegowe miejsce do Pljvieji. Po tylu zakretach ile mielismy w drodze mozna urodzic dziecko, zwymiotowac jedzenie z ostatniego tygodnia albo dostac wstrzasu mozgu. Zwlaszcza gdy miejscowy dziadzko pedzi zakretami 80km/h. Ja mialam wszystko naraz. Wiec jak sie tylko wytoczylam z pojazdu padlam na ryj, lezalam i stekalam, nic nie kumalam. Karolka wytargala bagaze z auta i tak w cieniu czekalysmy az bede mogla sie ruszyc. Poszlam do toalety w pobliskiej restauracji. Oczywiscie zrobilo to wielka furore i poruszenie. Nie tylko ja, my razem, dwie dziewczyny z plecakami. kolejna miescina bez turystow. Same nie wiemy czy lubic takie miejsca czy ich nienawidziec. Ale najwazniejsze ze mozemy dostarczyc tym ludziom troche atrakcji. Przyzwyczailysmy sie do tego ze wszedzie gdzie sie pojawimy ludzie z nas sie smieja bez ukrycia  

Djordo odebral nas z restauracji. Pojechalismy do niego, wypilismy herbatke, pogadalismy o wojnie i przejechalismy sie autem po miescie. Jako ze byla 16 stwierdzilysmy z Karolka ze jedziemy dalej na nasz wymarzony kemping w gorach bo szkoda czasu siedziec w miescinie mniejszej niz ogarniaja nasze mozgi. Kochany Djordo troszke tym sie zasmucil, ale wysadzil nas na trasie do docelowego miejsca...


Zlapalysmy jednego z lepszych stopow ostatnimi czasy. Odkad wjechalysmy do Czarnej Gory glownie jezdzilysmy autami bez klimy, klekoczacymi na kazdym zakrecie, zwalniajacymi do zera na kazdym wyboju. Chlopaki jechali z Serbi do znajomych w Parku Narodowym Durmitor dokladnie tam gdzie my  Klimatyzowane auto i obydwoje gadali po angielsku! Zbawienie! Droga minela bardzo szybko, zatrzymalismy sie nawet na zdjecia. Na miejscu spedzilismy chwile czasu z nimi i ich znajomymi a na dobranoc podrzucili nas na najlepszy kamping w okolicy.
Na foteczce i kolejnych most i kanion Tara, najslynniejsze miejsce w Czarnej Gorze.





And thats our serbian friends from montenegro. that was the ride of the day. thanks guys for great time and your help with camping, we realy LOVE IT! we realy LOVE YOU! see u in Belgrade!



Finnaly! After almost two weeks of traveling around Croatia and Montenegro we reached our dreams! The best camp ever! Three days without computers at all. Just great wiev, great lake, beautifull mountains, not to many people, so quiet, just nature! We love the place! Chillax!


This is view from our tent


This is what we see seating behind our tent


This is wiev from our toilet.


Mieszkalysmy w Narodowym Parku Durmitor wiec bylo po czym chodzic i na co paczec! Plan na kempingowanie byl taki, ze pierwszy dzien nic nie robimy. Kulalysmy sie tylko na spiworach wokol jednego drzewa, zeby ciagle byc w cieniu i jedyny nasz wysilek tego dnia to robienie herbaty, ewentualnie zjedzenie obiadu zeby miec sily dalej kulac sie ze slonca w cien. Spanie, lezenie, myslenie, czytanie, obserwowanie natury i siebie.



W nastepny dzien poszlysmy pozwiedzac troche okolice. To jest Czarne Jezioro. Kazdy turysta bedac w Montenegro przyjezdza je zobaczyc. Czarne nie jest ale jest zalewane przez dwie rzeki - moze czarna magia...?


Poszlysmy troche wyzej szlakiem. W sandalkach bylo ciezko ale parlysmy na gore. Nie zdobylysmy tego dnia szczytu bo wyruszylusmy za pozno. Ja dostalam kontuzji nogi wiec musialysmy powoli wracac. Nastepnego dnia juz o 6 rano Karolka poszla sama w gory zdobywac szlak ktorego nie zdobylysmy dnia poprzedniego, a ja lezalam kolejny dzien na kempingu relaksujac siebie i noge. Jako ze Karolka przezyla tego dnia takze ciekawe przygody jak na lezac na kempingu to zaraz cos nam napisze.



Z dziennika Karoliny:

"...Wlasnie zatrzymalam sie na krotka pauze w miejscu do ktorego doszlysmy wczoraj z Ewa. Podejscie tu zajelo mi 50 minut.

Nie da sie opisac wygladu gor. Czegos tak pieknego jeszcze nie widzialam. Slonce wstaje i rzuca lekki blask na wynurzajace sie z chmur szczyty. Jest chlodno. Troche sie obawiam tego co bedzie na gorze, jestem raczej nieprzygotowana niz przygotowana do tej wspinaczki. Mysle o swoich trekach, ktore leza wygodnie na polce w kartonie i o plecaku ktory zostal w Polsce. Sandaly i bawelniana torba to troche biedny ekwipunek, ale lepszy taki niz zaden. Energia jest a to najwazniejsze"


Z dziennika:

"Szczyt zblizal sie i slowo daje takiego stromego i malo zabezpieczonego podejscia nie widzialam w zyciu. To bylo ekstra, troche adrenaliny, o dziwo zero strachu! Na pewno wroce do Durmitoru, zeby lepiej poznac te gory! Szczyt zdobylam o 11, wpisalam sie w ksiazce pamiatkowej, kilkanascie minut odpoczynku i powrot na dol. Wracajac kompletnie nie poznawalam sciezek, ktorymi wchodzilam na gore. Gesta mgla zupelnie wszystko odmienila. Na dole bylam o 14. O 7.30 zaczelam sie wspinac, czyli cala gora zajela mi 6,5h. Planowo jest na ten szlak przeznaczone 10 godzin  Na dole juz w miasteczku spotkalam sie z Ewa. Ciasto, goraca czekolada i dwie zielone herbaty pomogly i to bardzo:) Potem zakupy, prysznic i polska pomidorowka ugotowana w montenegrowskiej biwakowej kuchni. Co za dzien !!!!!"


Z dziennika:

"Gory byly niesamowite, inne niz jakiekolwiek w ktorych do tej pory bylam, zreszta kazde gory sa inne. Momentami szare i bezlitosne, ziejace lodowatym oddechem z zasniezonych kotlinek, momentami ukwiecone taka masa kolorowych kwiatow, ze az sie oczy smialy. Szlak byl bardzo trudny, najtrudniejszy jakim kiedykolwiek sie wspinalam. Bardzo osuwisty i niekoniecznie do konca oznaczony. Kilka razy gubilam z oczu znaczki i odnajdowalam swoje stopy w miejscu w ktorym byc ich nie powinno. Bylo kilka trudnych momentow, sandaly wcale nie ulatwialy sprawy ale ogolnie szlo swietnie.W pewnym momencie dotarlam do malej kotlinki, gdzie na dnie lezala cala masa zmarznietego sniegu i lodu. Zero kwiatow, zero spiewu ptakow, tylko zimny wiew i opary mgly wznoszace sie po stoku. Sceneria iscie z horroru..."


A ja w tym czasie lezalam na kempingowej trawce i obserwowalam zycie jakie sie toczy wokol mnie. Zmieniajace sie chmury, pakujace sie namioty, odjezdzajace auta, ksiazka, herbatka, spiworek i trawka  Poprostu chillout jakiego mi bylo trzeba... Co chwile z kims pogadywalam. Prawie caly kemping wiedzial, ze Karolka poszla w gory, a do tego w sandalach. Co chwile pytali mnie czy juz wiem czy doszla na szczyt, czy daje sobie rade, czy nic jej nie jest. Byli pelni podziwu i niedowierzali, ze odwazyla sie na taka trase w sandalkach.


Droga na Bobotov Kuk 2522m - najwyzszy szczyt w Durmitorze.


Z dziennika:

"Szlak robil sie coraz trudniejszy. W pewnym momencie to juz bardziej przypominalo wspinaczke skalkowa niz chodzenie po gorach. W Polsce nie mamy takich szlakow, wszystkie sa przygotowane i raczej zabezpieczone a tutaj prawdziwa dzicz! Zero ludzkich sladow poza gdzieniegdzie rozsianymi znaczkami. Sam musisz odnalezc swoja sciezke przez gory. Niesamowite!!! Wielkie rumowisko szarych skal, chlod, mgla, gdzieniegdzie snieg i lod. 200metrowy spacer po sniegu i lodzie w sandalach? Czemu nie! Zaczelo sie robic nieprzyjemnie, coraz zimniej, mglisciej i osuwisciej ale i tak szlam dalei i caly czas powtarzalam pod nosem wyrazy wdziecznosci za to ze moge tu byc i to zupelnie sama. Pierwszych turystow spotaklam dopiero jakies 15 minut przed szczytem"





No wiec pora wracac do Sarajeva. Droga powrotna jak zwykle wygladala dramatycznie! Puste ulice i wszyscy jada w przeciwnym kierunku. Za kazdym reazem w takich sytuacjach mam wrazenie ze jedziemy tam gdzie nie trzeba, tam gdzie wszyscy nie jada, tam skad ludzie wracaja. Ale czasem im mniej aut na drodze tym szybciej cie biora. W drodze zrobilysmy krotka przerwe nad Pivsko Jezero w polnocnej czesci Czarnej Gory niedaleko granicy. Jezioro blekitne bardziej niz niebo. Troszeczke dziwne, takie zabielone, jakby wapniem, nieprzezroczyste jak inne. Sztuczne jezioro zaporowe. Brzegi byly tak skaliste i suche ze wogole nie zachecaly do plywania. Czekoladowy lodzik i dalej w droge.



TO ZJAWISKO:

Jechalysmy jednym autem z Pluzine do granicy wzdluz tego jeziora, ktore pozniej zamienialo sie w rzeke. Trasa wynosila 27km i miala 57 tuneli roznej dlugosci wyrabanych w skalach i gorach!!




Tunel za tunelem, niektore mialy tylko pare metrow, niektore ponad 70m. Tak jakbysmy jechaly doslownie przez gory! a z lewej strony ciagle jezioro.


W tych gorach bylo wiele starych tuneli, ktorych juz sie nie uzywalo.


Kochani kierowcy jechali do pracy na granicy, ale jako ze czarnogorskie zyce nie leci w pospiechu, mieli czas zeby sie dla nas zatrzymac na kazdym to lepszym miejscu  ponownie wdziecznosc!


Tama 220 metrow wysokosci! Koniec jeziora poczatek rwacej rzeki.







CO JA PACZE! Znowu pieknie!


No i juz blisko do domu. Stalysmy juz w Bosni, zaraz przy granicy i jak zwykle ruch taki ze nie ruch. Na granicy powiedzieli nam, ze za 10min bedzie jechal autobus do Sarajewa. A ze nic nie jezdzilo stwierdzilysmy ze zatrzymamy autobus i jesli bilet nie bedzie drogi to pojedziemy. Zawsze jak lapalysmy stopa autobusy zatrzymywaly sie nawet jak do nich nie machalysmy. Tym razem pusta droga, slonce pali, autobus jedzie, wyciagamy rece, machamy skaczemy i SRU pojechal dalej....! DRAMAT! Widocznie bylo na dane lapac stopa dalej.... 


...I chyba bylo dane bo zlapalysmy na stopa fantastycznego kolesia ktory wzial nas Audi 7 s-line sportback jesli komus to cos mowi. 
HISTORIA RACZEJ DLA LUBIACYCH SAMOCHODY:
Ja pierdziele, trasa ponad 120km po gorach waskimi uliczkami na jeden pas w obydwie strony, kretymi jak loki, na urwiskach i przy gorskich scianach. Co chwile zakrety i oczywiscie wszystkich wyprzedzal bo w koncu do setki to chyba tylko w dwie sekundy cisnal. Bral po trzy auta na raz. A jak wyprzedzal to cale cialo wbijalo sie w fotel tak wygodny jak tron. Ale wypas! Co za auto! Do tej pory nie zdawalam sobie sprawy dlaczego faceci tak rajcuja sie dobrymi samochodami! Teraz juz chyba wiem.
Zycie Yasmin, owego wlasciciela samochodu tez bylo ciekawe... Wymienia sobie samochody co 2 lata i mowi ze jezdzi tylko drogimi sportowymi bo takie go kreca, a ma rodzinke to musi wybierac cos na pograniczu sportowego i pakownego. Zawsze kupuje w niemczech bo jakby w Bosni jezdzil takim drogim autem na bosniackich numerach to odrazu policja wziela by go za mafiozo i mandaty gwarantowane co chwile. A dzieki temu ze ma niemieckie blachy to go nie zatrzymuja bo nie oplaca sie tu policji scigac mandadow od turystow. bo na takiego wygladal. Paszport i prawko z Australi - bo tam mieszkal podczas wojny, niemieckie blachy sugerowaly ze jest turysta, w kazdym badz razie policja widzac niemieckie auto nie zawracalo sobie nim glowy. Wyciagnac mandat od ludzi z innych krajow jest ciezko, za duzo papierkowej roboty i ciagania sie po sadach. Nawet mielysmy okazje tego doswiadczyc. Przy wjezdzie do Sarajeva policja macha do nas zebysmy sie zatrzymali, nie wiem czy za predkosc czy poprostu zeby obczaic auto ale jak zobaczlyli niemieckie blachy to odrazu pomachali zebysmy jechali dalej Yasmin cisnal w pedal, ale tez jezdzi przy tym bardzo bezpiecznie i uwaznie. Mowil ze duzo jezdzi po Bosni i Macedoni w sprawach firmowych wiec ma doswiadczenie na takich kretych drogach. Zwlaszcza ze imeszka tu juz ponad 15lat. Oczywiscie zawsze zapiety w pasy, w koncu ma zone i trojke dzieci wiec odpowiedzialnosc na glowie. Na balkanach zadko kiedy zdaza sie kierowcom zapinac pasy, prawie nikt nie zapina, zwlaszcza jezdzac po miescie. Artur mowi, ze jazda po pijaku tez jest normalna i spotykana. Jak cie zlapia to zabieraja prawko dopoki nie zaplacisz mandatu w wysokosci 100zl! Ciekawe zycie.
Jesteśmy w Sarajevie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Facebook

Polecam

EWA SO - Fotograf Poznań